Łagodnie rzecz ujmując, nie przepadam za latami 50-tymi. To czasy wciąż pamiętające wojnę, w której kobiety pilotowały bombowce czy obsługiwały działka przeciwpancerne. Nie mówiąc o kryptoanalityczkach zajmujących się łamaniem szyfrów. Kiedy mężowie wrócili z frontu, zapragnęli starego porządku, czemu przyklasnął tzw. marketing. Ruszyła machina propagandowa, która zaczęła wtłaczać społeczeństwu do głów jedyny prawilny wzór kobiety – żony i matki. Co tam kariera, talent czy marzenia. Osiągniesz szczęście, gdy jakiś mężczyzna ci się oświadczy. Pracują tylko te, których nikt nie chciał (utrzymywać). Prowadź dom, wychowuj dzieci, ale przede wszystkim dbaj o zadowolenie pana męża. Jak to dobrodusznie kwitowała reklama Heinza: „Obecnie większość mężów przestała bić swoje żony, ale cóż może być bardziej bolesnego dla wrażliwej męskiej duszy niż nuda przy stole”.
W tej rzeczywistości kobiety miały być posłuszne, pracowite, ciche, skromne i schludne. Jeśli już którejś udało się wybłagać u pana męża zgodę na pracę zarobkową, to wyłącznie po zapewnieniach, że ogarnie też dom. Żeby małżonek nawet nie zauważył, że coś się zmieniło. Bo jak nie, to lanie. Poza tym pamiętajmy, co wbijano ludziom do głów: kobiety są słabsze, głupsze i trzeba się nimi opiekować. A czasem karcić jak dzieci. To protekcjonalne traktowanie kobiet niektórym zostało do dziś. I nie mam na myśli wyłącznie pana z muszką, który przed każdymi wyborami odpala Protokół 1%.
Tyle tytułem dygresji. Nie lubię lat 50-tych, a akcja „Bardzo długiego popołudnia” dzieje się właśnie w tych czasach. Tak jak przypuszczałam, sięgając po książkę, czytało mi się nieprzyjemnie, ale nie dlatego, że to kiepski debiut. Wręcz przeciwnie. Inga Vesper stworzyła naprawdę ciekawą, wiarygodną historię z dobrze opisanymi bohaterami. Podzieliła ją na części opowiadane przez poszczególne osoby: ciemnoskórą pomoc domową Ruby, detektywa Micka oraz Joyce, śliczną panią domu. Kolorowego ptaszka w złotej klatce, który pewnego dnia znika, pozostawiając plamę krwi na kuchennej podłodze.
Książkę zaklasyfikowano jako kryminał, ale gdyby ktoś mnie pytał, przypisałabym ją do literatury obyczajowej. Co prawda pojawia się tu trup (nawet dwa. A dokładniej trzy), ale bardziej niż na śledztwie autorka skupia się na problemach kobiet oraz nierównościach społecznych. Wskazuje palcem hipokryzję białych zamieszkujących urocze domki w dobrej dzielnicy. Pozornie idealni, ale obłudni. Zatrudniają ciemnoskórych, ale patrzą na nich z pogardą.
„Starsza pani Haney wita Ruby z miną, jakby zobaczyła psią kupę na chodniku”.
Czytelnik ma okazję zajrzeć do zadbanych posiadłości mieszkańców Sunnylakes oraz do zniszczonych domów w South Central, gdzie przy chodnikach stoją auta z wybitymi szybami.
„Murzyni nie potrafią o nic zadbać, dlatego w oknach ich domów nie uświadczysz skrzynek na kwiaty, a ich dzieci często umierają w niemowlęctwie”.
Zaiste. Nie w dzielnicy ciemnoskórych, ale w Sunnylakes żony hurtowo przyjmują leki uspokajające. Cierpią na depresję i powoli więdną jak zaniedbane pelargonie. Mimo że mają wszystko, o czym mogą marzyć – a przynajmniej powinny według reklam. W takiej scenerii rodem z „Żon ze Stepford” funkcjonuje, choć z trudem, Joyce. Ruby żyje w zupełnie innym świecie. Widzi nieprzyjazne spojrzenia w autobusie, zniesmaczone miny pracodawców, ale milczy i potulnie wykonuje polecenia. Ma plany, do tego jest bystra i uczciwa. A Mick? Mick chce się sprawdzić. Nie polubiłam go, mimo że współpracował z Ruby, o ile można tak powiedzieć o ich nietypowych kontaktach. Nie podzielam też opinii, że to świetna książka na urlop. To, że nie jest krwawym kryminałem, nie czyni z niej czytadełka na plażę.
Podsumowując, „Bardzo długie popołudnie” to udany debiut „urodzonej w Niemczech białej mieszkanki Londynu”. Gdy była nastolatką, zaniepokoił ją zobaczony w szkole slajd. Była to scenka z amerykańską rodziną w Dniu Dziękczynienia – mąż i dzieci siedzące przy stole oraz usługująca im matka. American dream. Dopiero po latach do autorki dotarło, co wywołało wtedy jej niepokój. Wyzuta z emocji, pozbawiona uśmiechu twarz kobiety ze slajdu. O tym jest ta opowieść. Mocno polecam.
Premiera: 2 czerwca 2021 roku
Możliwość przeczytania książki zapewniło mi Wydawnictwo Słowne, za co bardzo dziękuję.
--------------------------
Niżej smaczki dla tych, które chętnie się oburzą, bo przecież są kobiety, które chcą prowadzić dom. Owszem. Wszystko rozbija się o WYBÓR.
No zacieram ręce! Czekam na swój egzemplarz. Myślę, że książka mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńBędę niecierpliwie czekać na Twoją opinię :)
UsuńSama również nie przepadam za latami 50-tymi, ale coś czuję, że ten tytuł będzie dla mnie idealny. Mega podoba mi się poruszany temat i fakt, w jaki sposób zrobiła to autorka. Zapisuję tytuł i jak przeczytam, dam znać. :)
OdpowiedzUsuńBędę czekać w takim razie. Jestem bardzo ciekawa, jak Ci podejdzie :)
UsuńJa właśnie lubię takie klimaty, tamtych lat. Z chęcią bym poczytała, jestem ciekawa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kolorowo
Zatem mocno polecam :)
UsuńNie lubię powieści i obyczajowe, które są klasyfikowane jako kryminał, bo zawsze wówczas mam wobec niej inne wymagania. Do tych lat mam abiwalentny stosunek.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Fakt, jeśli masz konkretne nastawienie, możesz się rozczarować, że otrzymujesz nie to, czego się spodziewałaś.
UsuńHmm muszę przyznać, że poczułam się zainteresowana tą książką. O latach 50-tych wiem niewiele, właściwie chyba nigdy nie czytałam książki, której akcja rozgrywała się w tamtym czasie (albo może nie pamiętam), chętnie dowiem się więcej.
OdpowiedzUsuńPod względem podejścia do kobiet, łagodnie mówiąc, nie za wesołe :/ Zresztą lata 60 nie były wcale lepsze. Aż przykro się to czytało.
UsuńChyba nic tak nie cieszy jak udany debiut :)
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że autorkę bardzo to ucieszyło ;)
UsuńZadowolonych czytelników także :)
UsuńA i owszem. Choć zawsze znajdą się marudy ;)
UsuńJak to w życiu
UsuńJak to w życiu.
UsuńTylko po co marudzić, skoro można zająć się ciekawszymi sprawami? ;)
UsuńCo masz na myśli? :)
UsuńTo ogólna myśl. Jest tyle kreatywnych, a przede wszystkim pozytywnych zajęć, że można spokojnie się im poświęcić, zamiast być malkontentem. Czerpać z życia, uczyć się, inspirować. Takie tam.
UsuńFakt :)
UsuńCieszę się, że się zgadzasz :)
UsuńJesteś mądra <3
UsuńCzasem się zdarzy ;)
UsuńJedynie czasem? :)
UsuńMyślę, że częściej :) na co dzień
Usuń;)
UsuńNa pewno w godzinach pracy, bo wtedy trzeba wytężyć umysł ;)
UsuńUciekam, miłego dnia i do napisania :)
Jakby nie było pędzisz :)
UsuńTyyylkoooo woooolnoooo ;)
UsuńBeeeeeeeeeeeezzzzzz pooooooośpiechu? :D
UsuńKiedyś wyczytałam, że pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł ;)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWspaniałą recenzja. Chętnie przeczytam tę książkę, przyznam, że czuję się zainteresowana :) Cudowny wpis!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Cieszę się :)
UsuńPozdrawiam również :)
Słyszałam o niej i mam ją w planach. ;)
OdpowiedzUsuńTo tylko czekać na Twoją opinię :)
UsuńKsiążka wpadła mi w ręce, ale wystarczyło mi zdanie, że rzecz dzieje się w latach 50. i z miejsca odłożyłam na półkę. Świetnie ujęłaś to, czego nie lubię - czy raczej nie lubimy :) - w tej epoce. A może i we wszystkich innych epokach, łącznie z naszą, jeśli ktoś usiłuje narzucić stereotyp kobiety z uroczą główką, która nie pojmie hihi, podatków, hihi zbrodni, hihi takiego rozumiesz wichajsterka do śrubek. Także ja odpadam, bo jaka by akcja nie była - tło mnie przerasta:p
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem :)
UsuńLubię trudne książki i te historyczne, które opisują codzienne życie, zawsze mnie to interesuje. Choć sama jestem z natury bardziej domowa to cieszę się że nie żyłam w tamtych czasach :)
OdpowiedzUsuńBo to jednak co innego samej z siebie chcieć poświęcić się domowi, a zostać tam zagonioną. I trzymaną :/
UsuńMnie lata pięćdziesiąte nie odstraszają, bo przecież nie tylko w nich wbijano ludziom do głowy, że kobiety są słabsze i głupsze od mężczyzn. Ciekawa jestem, czy spośród ważnych postaci tej książki jedynie Ruby ma ciemną skórę. :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem tak. Jest jeszcze kilka ciemnoskórych osób, w tym jej tata i chłopak, ale to poboczni bohaterowie. Ona jest ważna. Właściwie to najważniejsza :)
UsuńWydaje mi się, ze lata 50. nie występują często w literaturze. Przynajmniej w popularnym nurcie. No, jestem ciekawa.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że niespecjalnie się orientuję w tym temacie.
Usuń