Zélie do dziś pamięta czarny majacytowy łańcuch, na którym powieszono jej matkę. Pamięta jej piękny uśmiech, łagodność, ale i stanowczość. Bezpieczne ramiona, w których można było się schować. Kiedyś miała szczęśliwe dzieciństwo, a później przyszli strażnicy. Dzisiaj wraz z innymi białowłosymi ibawitkami musi udawać, że poświęca czas szyciu, a nie ćwiczeniu sztuki walki. Pewnego dnia idzie na targ, aby sprzedać rzadką rybę. Ma wielkie plany – za zarobione pieniądze spłaci długi rodziny. Dzięki tej transakcji nikt nie zaśnie głodny, a Baba będzie z niej dumny. Jeszcze tego samego dnia Zélie dowie się, że los sam pisze swoje scenariusze. Jedna decyzja zaważy na życiu jej rodziny. Nastolatka musi uciekać z wioski, mając niechciane – i bardzo kłopotliwe – towarzystwo. A za plecami żądnego zemsty księcia.
Pierwsza część serii Dziedzictwo Oriszy to opowieść o krainie, w której niegdyś panowała magia, a władający nią ibawici byli powszechnie szanowani. Jak to bywa w historii, nadeszła potężniejsza władza. Orisza spłynęła krwią, magia zniknęła, a białowłosi zostali zrzuceni na sam dół społecznej hierarchii. Nie trzeba było długo czekać na efekty propagandy wmawiającej ludziom, że czary to zło, a mag to nieprzyjaciel. Szczucie jednych na drugich, tworzenie sztucznego wroga – czyż nie brzmi znajomo?
Podeszłam do tej książki z zaciekawieniem, a jednocześnie z myślą, że skoro to młodzieżówka, pewnie będzie lekko i przyjemnie. Może trochę naiwnie. Tymczasem okazało się, że „Dzieci krwi i kości” to historia, w której nie brakuje strachu i cierpienia. Bólu i gniewu oraz poczucia niesprawiedliwości. Trudnych decyzji, a także magii – początkowo uśpionej, a później odradzającej się, groźnej i nieokiełznanej, zwłaszcza w niedoświadczonych rękach. Zélie musi szybko dojrzeć, nauczyć się, że każdy czyn ma konsekwencje. Musi też zrozumieć, że serca trzeba słuchać – ale z rozwagą.
Bardzo podobała mi się ta powieść. Mimo pokaźnych rozmiarów (ponad 500 stron) czyta się ją błyskawicznie, bo jest napisana prostym, przystępnym językiem. Wątek romantyczny poprowadzono, jak przystało na młodzieżówkę, dość szybko, ale uroczo. Przyjemnie mi się go czytało, ponadto myślę, że Tomi Adeyemi podeszła do tematu z dużym wyczuciem smaku.
W posłowiu autorka pisze, że wylała wiele łez zarówno przed napisaniem tej książki, jak i w trakcie pracy nad nią. Wciąż docierały do niej informacje o kolejnych nieuzbrojonych ciemnoskórych zabitych przez policjantów. W Oriszy to ibawici nękani za białe włosy, za bycie potomkami magów. W realnym świecie – za czarną skórę. Za pochodzenie. Za uprzedzenia białych, którzy zakładają, że czarnoskórzy są gorsi, a z pewnością z góry winni. „Matki odebrane córkom, ojcowie odebrani synom, rodzice, którzy spędzą resztę życia w nieutulonym żalu”.
Pamiętajcie, „wszyscy jesteśmy dziećmi krwi i kości”.
Możliwość przeczytania książki zapewniło mi Wydawnictwo Dolnośląskie, za co bardzo dziękuję.
Książka raczej nie dla mnie, bo nie przepadam za wątkiem czarów. Lubię to, co realistyczne. :)
OdpowiedzUsuńW tym roku będę się starać czytać więcej "magicznych" książek, więc zaczną się tutaj pojawiać. Ale nie tylko one, może coś Ci się spodoba :)
UsuńWiele słyszalam o tej książce różnych słów. Nie wiem czy uda mi się zerknąć jeśli tak to to zrobie ale czy mi się spodoba? Nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńNikt tego nie wie ;)
UsuńMoże za jakiśczas :)
UsuńMoże 😉
UsuńCzas pokaze :D
UsuńBardzo treściwa ta wymiana zdań ;)
Usuńa 500 page book? seems like a fun story
OdpowiedzUsuńDefinitely not fun :/
UsuńŚwietne zdjęcie. Kot mnie urzekł. :) A po ksiązkę chętnie sięgnę, bo nie dość, że jest w "magicznych" klimatach, jak to ładnie napisałaś, to jeszcze porusza wiele ważnych kwestii. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. W przystępnej formie, ale ważne i poruszające.
UsuńW pierwszej chwili skojarzyło mi się to ze światem griszów. Zaczęłam od serialu na Netflixie, więc nie wiem na ile książkowy "Cień i kość" odpowiada "Dzieciom krwi i kości", ale magia, kwestia wybrania, osierocenie itd. są podobne. Lubię magiczne młodzieżówki, wbrew pozorom często jest w nich to coś, czego brakuje w kulturach dla dorosłych i poważnych.
OdpowiedzUsuńObejrzałam dopiero kilka odcinków "Cienia i kości" i faktycznie podobieństwa są. "Dzieci..." są bardziej brutalne, tak mi się wydaje.
UsuńZa mało czytam młodzieżówek, żeby wyrobić sobie zdanie. Ale jedno mogę powiedzieć na pewno - będę czytać ich więcej :)
To ja polecam serię "Dwór cierni i róż" Sarah Maas :) Już ma kilka lat, ale fajna jest :D
UsuńW tym roku będę zdecydowanie sięgać po starsze książki, więc akurat będzie w sam raz. Dziękuję za podpowiedź :)
UsuńKurczę, coś mi piknęło w sercu, wiec pewnie się skuszę.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, miałam okazję kilka razy poczytać recenzje na jej temat. Cóż, sama nie miałam jeszcze okazji jej poznać, ale to się może szybko zmienić bo przyznam, coś czuję do tej książki i coś mnie do niej po prostu pcha :) Nie wiem czy to mój gatunek, ale jestem otwarta więc mam nadzieję, odnajdę się w nim. Naprawdę wspaniała recenzja, pełna pasji!
Pozdrawiam cieplutko ♡
A tu na horyzoncie już trzeci tom :)
UsuńKażda recenzja pozytywna hmmm....
OdpowiedzUsuńA i owszem, w zdecydowanej większości. Recenzowanie kiepskich książek zostawiam tym, którym się nudzi. Ja mam ciekawsze zajęcia.
UsuńJa lubię książki dla młodzieży, chociaż nią nie jestem Troszkę odbiega od typowej, ale jestem na tak. Pozdrawiam Kolorowo.
OdpowiedzUsuńMyślę, że może Ci się spodobać :)
UsuńPozdrawiam również :)
Książka fantasy mająca odzwierciedlenie w rzeczywistości a co za tym idzie niesie ze sobą piękny przekaz :). Wszyscy powinni być jednakowo traktowani. Książki dla młodzieży mogą uczyć młodych tolerancji. Oby tylko chętnie po nie sięgali.
OdpowiedzUsuńA mnie samą książka też kusi :)
O tak, dokładnie. Oby więcej takich książek :)
Usuń