Zacznę od ostrzeżenia. Jeżeli są tutaj jakieś uczucia religijne, to niech szybciutko uciekają, bo naprawdę nic tu po nich. Po lekturze mam wiele gorzkich refleksji i mniej lub bardziej kąśliwych uwag na temat duchownych. Tego konkretnego oraz reszty handlarzy duszami. Czy raczej niebem i piekłem.
Mam, co chciałam. Nastawiałam się na opis działalności kolejnego charyzmatycznego kaznodziei, który czaruje lud. Byłam pewna, że poznam następnego złotoustego oratora, który – niczym polityk przed wyborami – roztacza przed tłumem wizję cudownego życia, jeśli tylko mu się zaufa. Mogłabym się założyć, że dostanę porcję marketingu podkręcanego głodem. Głodem pewności wiernych, że ich nieszczęśliwe życie to nie wszystko, na co mogą liczyć. Marketingu karmionego niemą prośbą w oczach ludzi, którzy pragną, tak straszliwie pragną usłyszeć, że jest ktoś, kto nad nimi czuwa i ma nad wszystkim kontrolę. To właśnie otrzymałam.
Bashobora
to ugandyjski duchowny, który zdobył dużą popularność w wielu
krajach, zwłaszcza w Polsce. Napisałabym, że mnie to dziwi, ale
właśnie u nas jak nigdzie indziej rozpleniło się Ordo Iuris.
Organizacja wyrzucona z ojczyzny (Brazylii), pogoniona na kopach
m.in. z Belgii, nad Wisłą rozrosła się jak pasożytniczy grzyb i
pasie się na nas jak kleszcz na psie. Przytulone do Caritasu,
ordo-wtyki zagarniają kolejne ważne stanowiska. Niczym Smoczy Język
Théodenowi, „doradzają” rządowi, jak cofnąć Polskę do
średniowiecza. To właśnie u nas kwitnie kult Tadeusza Rydzyka,
który zbudował w Toruniu prawdziwe imperium. Jego wiekowi fani (czy
raczej fanatycy) prędzej wydrapią rozmówcy oczy, nim przyznają,
że redemptorysta żeruje na nich od lat. Obrósł w tłuszcz i
złoto, ale nawet brewka mu nie drgnie, gdy prosi o kolejne dotacje.
Żeby starczyło do pierwszego.
Skąd
te ordo-dygresje i nawiązania do Rydzyka? Po paśmie sukcesów
organizacji, o której Marta Lempart nie może mówić, że to
opłacani przez Kreml fundamentaliści, po kulcie Rydzyka i po
tłumach, które przybyły w 2013 roku na Stadion Narodowy na
spotkanie z Bashoborą, tuszę, że polscy katolicy są wyjątkowo
podatni na manipulacje. To przedziwny lud, któremu podoba się
zaganianie kijaszkiem z powrotem do stada. W końcu owce mają
słuchać pasterza.
Skąd
ta złośliwość? Rozumiem, że miło wierzyć w boską opatrzność.
Przyjemnie podążać za charyzmatycznym przywódcą, który sprawia
wrażenie, że wie, co robi i dokąd idzie. Kiedy życie się nie
układa, wiara w to, że cierpienie ma sens, może koić. Ja to
naprawdę rozumiem. Ale kiedy czytałam reportaż, czułam złość,
gorycz i przygnębienie. Razem z autorem odbyłam trzydniowe
rekolekcje w Pabianicach, obserwując Bashoborę. Przyglądałam
się ciemnoskóremu księdzu, który prostym językiem przekonywał
ludzi do zawierzenia Bogu. Wystarczy, że mu się oddadzą, a choroba
zniknie, małżeństwo się naprawi, mąż przestanie pić. Albo nie.
Wtedy to będzie oznaka, że Bóg tak chciał albo wierny za mało
żarliwie się modlił.
Czytając
reportaż, widziałam te same chwyty, na które nabierają się
wielbiciele Rydzyka. Widziałam tę prostotę, czasem posuniętą do
prostactwa, wypowiadaną głośno bez cienia wstydu. Seks
pozamałżeński to grzech. Homoseksualizm to grzech. Choroba to
wynik grzechu – twojego, twoich rodziców albo
praprapradziadków. Mądre, życiowe rady typu „rozmawiajcie z
dziećmi” przeplatają brednie typu „Choroba duchowa oznacza, że
masz kontakt z diabłem”. Po co psychiatra, wezwijmy egzorcystę.
Bashobora rzuca beztrosko perełki takie jak ta, o nieślubnym
potomstwie: „To są dzieci zrodzone bez boskiego zezwolenia i jako
takie będą przeklęte, gdyż są owocem nie miłości, ale zabawy
narządami seksualnymi”. Dyplomatycznie nie zaprzecza pogłoskom o
rzekomych uzdrowieniach czy wręcz wskrzeszeniach, jakich dokonał.
Oj tam, to Bóg leczy moimi rękami.
Miałam problem z oceną efektów pracy, jaką wykonał Marek Kęskrawiec. Źle mi się to czytało, ale z powodu antypatii, jaką czułam do Bashobory, nie dlatego, że reportaż jest kiepski. Choć przyznam, że raziły mnie treści, które odbierałam jako próby wybielania kapłana. Ubarwia? No ubarwia, ale nie on jeden. Zmyśla? No zmyśla, ale niegroźnie. Nie wiem sama, czy polecam ten tytuł, czy nie. Pozostawiam treść do Waszej oceny.
Za możliwość przeczytania reportażu bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.
Myślę, że sięgnę po książkę i uważam, że inne osoby mocno zapatrzone w polski kościół też powinny.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Zgadzam się. Ale pewnie nie zajrzą, a jeśli zajrzą, nie wyciągną wniosków.
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, chętnie po nią sięgnę mimo, że nie jest to mój temat. Jednak lubię się zapoznać z twórczością, nim cokolwiek o niej powiem. Myślę też, że każdy powinien zapoznać się z treścią chociażby właśnie po to, by wydać swój osąd.
Świetna recenzja.
Pozdrawiam cieplutko ♡
Uważam, że to bardzo rozsądny komentarz :)
UsuńWiele się ciekawego tu u Ciebie dowiedziałam. Po pierwsze, tematyka książki. Nigdy nie czytałam żadnego reportażu odnośnie kaznodziejów, czy raczej złotoustych oratorów, dlatego przez ten wzgląd chętnie bym po książkę sięgnęła. Po drugie, nie miałam pojęcia, że taki kult istnieje u nas w Polsce. Myślałam, że tu tylko rządzi Rydzyk. :P Nie jestem też pewna, czy podczas czytania bym się ciągle nie irytowała, ale chyba spróbuję. Zapiszę sobie tytuł, jak mi się kiedyś on rzuci w oczy w sklepie czy w necie, kupię i spróbuję. :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też nie? Nie wiedziałam nawet, że było takie coś w 2013 roku (przyjazd Bashobory), ale mój chłop powiedział, że kojarzy to wydarzenie. Co do samego tematu, sięgnęłam po reportaż, bo byłam ciekawa, czy dowiem się czegoś nowego, poznam sekret sukcesu księdza. A tu nic nowego :/ Te same mechanizmy co u innych księży/biznesmenów. Nie chodzi o to, że autor się nie postarał. Po prostu... to jest przygnębiające, że tak łatwo można manipulować ludźmi.
UsuńHmm to ja też nie wiem czy sięgnę, z drugiej strony zawsze warto zapoznawać się z reportażami...
OdpowiedzUsuńWarto. Choć czasem czyta się o bardzo nieprzyjemnych rzeczach.
UsuńNigdy jeszcze nie spotkałam się z taką tematyka, ale jak kogoś interesuje to warto przeczytać i zawsze czegoś mozna sie dowiedzieć z innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńI samemu ocenić. Osobiście nie żałuję lektury, ale miło nie było :/
UsuńRaczej nie czytam reportazy ;)
OdpowiedzUsuńRaczej ;)
UsuńNo wątpie ze tak ;)
UsuńCo Ty poczyniasz o tej porze? Nie śpisz jeszcze? :)
UsuńNie xd A Ty? ;P
UsuńU mnie to standard, ale Ty chyba chodzisz spać znacznie wcześniej niż po północy :)
UsuńOstatnio mam problemy ;/
UsuńTo niedobrze :( Oby w miarę szybko minęły.
UsuńZdecydowanie. Polski katolik to trudny odłam społeczeństwa. Prędzej pobije się krzyżem, niż siądzie przy stole i porozmawia.
OdpowiedzUsuńNiestety :/
UsuńPamiętam jak ten człowiek był w moim mieście kilka lat temu, jestem katoliczką, ale mam swój rozum i od razu widziałam, że ta cała otoczka ma jakieś nieprawdziwe oblicze, zalatujące sekciarstwem. Moja rodzina rozpływała się nad nim, ale oni są fanatykami religijnymi, także jego poglądy się idealnie z ich zespoliły, straszne. I potem tacy ludzie nasłuchają się bzdur i zieją nienawiścią.
OdpowiedzUsuńNiestety. A do tego przez cały czas są przekonani o swojej prawości, uczciwości i pewnie też dobroci.
Usuńmoja mama była na jego 1 Mszy, o dziwo mówił,że wszystkich dziś uzdrowi, była tam z przyjaciółką, i ona dwa dni później dowiedziała się,że ma raka. W 2 miesiące zmarła. Taki efekt uzdrawiania.
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Dokładnie tak.
UsuńWidać, że jesteś mocno wzburzona. Książkę chętnie bym przeczytała bo interesują mnie mechanizmy wpływu i manipulacji
OdpowiedzUsuńNawet nie. Zwyczajnie przygnębiona, że tylu ludzi się na to nabiera.
UsuńCzyli odniosłaś wrażenie, że autor reportażu nie jest nastawiony negatywnie do Bashobory?
OdpowiedzUsuńNawet więcej. Wydaje mi się, że starał się być bezstronny, ale jednak ksiądz ujął go charyzmą. W pewnym momencie napisał wręcz o dreszczu, który go przejął po tym, jak Bashobora położył na nim ręce.
Usuń